Marzyłam o tym, by jak najwięcej czuć tego, co odczuwam jako miłe i pozytywne odczucia. I mam to. Znacznie więcej odczuwam przyjemnego, niż nieprzyjemnego.
To efekt wyboru i pracy nad myślami, nastawieniem, emocjami, a także praca z ciałem (uwalnianie, rozluźnianie, naprawianie, wzmacnianie).
Jednak w kontekście tego, co odczuwamy jako „pozytywne” i co jest dla nas miłym doznaniem: także działa zasada, że szkodliwy jest zarówno niedobór jak i nadmiar.
Wyobrażacie sobie cały dzień czuć np. ekstazę, podniecenie, namiętność i taki pozytywny haj?
Albo przez miesiąc chodzić w euforii?
Też organizm w pewnym momencie będzie miał dość, energetycznie (i nie tylko) się zmęczy i potrzeba przerwy/spokoju.
Inny przykład: gdy się śmiejesz, już boli Cię brzuch, chcesz przestać ale nie możesz….
Albo stan zakochania, w którym mózg zalewa Nam chemia, patrzymy przez krzywe zwierciadło, nie jemy, nie śpimy….
Gdy pozytywny haj trwa zbyt długo – szkodzi.
Po solidnej dawce tzw. pozytywów również trzeba się wyciszyć i znaleźć spokój, żeby organizm wrócił do stanu niepobudzonego.
Zatem reasumując: można „polec” nie tylko na nadmiarze tzw. „negatywnych” odczuć, ale także na niedoborze i nadmiarze tych, które odczuwamy w odpowiednich dawkach jako wspierające i pozytywne.